Bieg Powstania Warszawskiego to zdecydowanie szczególny bieg. Cieszy się bardzo dużą popularnością i to nie tylko wśród Warszawiaków. To wyjątkowy bieg, który pozwala nam uczcić rocznicę walk, które odbyły się 74 lata wcześniej w Warszawie. Do wyboru były dwa dystanse: 5 KM i 10 KM. W tym roku jednak zdecydowaliśmy się na ten krótszy.
Po tegorocznym Biegu Ursynowa cały czas trzymała mnie kontuzja mięśnia piszczelowego. Mimo to zdecydowałam się zapisać się na Bieg Powstania Warszawskiego. Robiłam już krótkie 3 KM przebieżki, więc stwierdziłam, że te 5 KM mnie nie zabije. Bardzo zależało mi na tym, aby poczuć tę wyjątkową atmosferę, o której tyle wcześniej słyszałam. Jak się okazało nie tylko ja, zapisy na bieg skończyły się na kilka dni przed biegiem.
Na miejsce zdecydowaliśmy się pojechać trochę wcześniej. Między innymi po to, aby poczuć atmosferę całego wydarzenia. Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że Stegny były już prawie całe w czerwonych koszulkach. W tle ze sceny było słychać dźwięki piosenek powstańczych. Na miejscu duża część obsługi była ubrana w wojskowe stroje. Zrobiliśmy małe kółko po terenie i obejrzeliśmy metę. Cała ekipa sprawnie rozstawiała napoje, banany i medale dla biegaczy.
Start Biegu Powstania Warszawskiego 2018
Powoli zbliżała się godzina startu, więc udaliśmy się do swoich stref czasowych. Muszę przyznać, że widok prawie 11 tysięcy ludzi ubranych w jednakowe koszulki i biało-czerwone opaski na ramieniu naprawdę robiła wrażenie. Pogoda niestety do biegania nie była idealna. Było gorąco i duszno. Chwilę po godzinie 20:30 ruszyli pierwsi biegacze. My spokojnie czekaliśmy na starty kolejnych stref czasowych, aż w końcu przyszła nasza pora. Powstańcy ze sceny za pomocą wystrzału z pistoletu dali nam znać, że to już czas.
Jak zawsze na takich zawodach przy samym starcie jest dość ciasno. Dopiero po pewnym czasie zrobiło się odrobinę luźniej. Wiedziałam, że nie jestem w najlepszej formie, więc spokojnie zajęłam miejsce przy prawej krawędzi trasy tak, aby nie przeszkadzać innym, którzy chcieli mnie wyprzedzić. Powoli zaczynało się ściemniać. Niestety odezwała się też moja kontuzja mięśnia piszczelowego. Przez to musiałam zwolnić do naprawdę wolnego truchtu. To spowodowało, że wiele osób mnie wyprzedziło, a za mną zostało może ze 150 osób. Przy 2 KM trafiłam na niezwykle sympatycznego starszego Pana, który jechał trasę na rowerze. Niestety ze względu na własną kontuzję nie mógł z nami pobiec. Z tego miejsca chciałabym przesłać dla Pana gorące pozdrowienia, bo gdyby nie ta miła rozmowa i towarzystwo, najpewniej do mety przez ból mięśnia bym nie dobiegła.
Czasem niestety nie mogę się pochwalić, ale bieg udało mi się ukończyć. Do kolekcji dołączył więc kolejny medal. Jedno jest pewne, nie opuszczę już żadnego Biegu Powstania Warszawskiego. 😊